Dzisiaj w godzinach wieczornych udało mi się uratować piękną, satynową, różową koszulkę nocną, na którą czaiłem się od późno popołudniowej godziny. Słodką koszulke wypatrzyłem w dosyć nietypowym miejscu jak na wyrzucone przedmioty, bo na wyrzuconej na śmietnik kolorowej sofie. Nie wiem, czy ta słodka koszulka została wyniesiona razem z kanapą, czy też potem ktoś ją wyrzucił, porzucił na owej kanapie przy śmietniku, ale satynowa koszulka wyglądała tak jakby czekała na swoją właścicielkę, która niebawem miałaby się zjwić i przebrać w nią do snu. Widok tak uroczej koszulki, leżącej na kanapie niezwykle podniósł mi ciśnienie, że miałem zamiar od razu ją stamtąd porwać, ale ruchliwe miejsce mnie powtrzymało. Zatem postanowiłem wrócić po nią w nocy, gdy ruch jest mały i będę mógł ją zabrać z przeznaczonej do utylizacji kanapy zanim obie nieszczęsne rzeczy zostaną wchłonięte i zgniecione przez bezduszną śmieciarkę. Wieczorem różowa koszulka znów podniosła mi ciśnienie - tym razem nie swoim pięknem - a swoją nieobecnością. Kanapa, na której leżała koszulka została przewrócona, a koszulki pod nią ani obok niej nie było... okazało się, że jakieś podpite wyrostki zabrały koszulkę i wywlekły ją na ulicę i rzuciły, by patrzec jak po jej materiale przejeżdżają z rzadka przejeżdżające samochody i po każdym przejechaniu pojazdu miały z tego widoku niezły ubaw. Najpierw pomyślałem żeby poczekać aż się znudzą i pójdą i czekałem. Niestety tak stałem niedaleko z 15 minut i nic się nie zmieniało. Aż wkońcu usłyszałem głośne głosy podpitych wyrostków, że wcale nie zamierzają zostawić różowej koszulki w spokoju tylko, że się chętnie na nią wyleją, a jeden z nich stwierdził, że potem możnaby było ją podpalić i zobaczyć jak się "szmata pali". No i znowu mi to ciśnienie podniosło - albo coś robię albo satynowej koszulki nigdy już nie zobaczę ani nie poczuję. I zebrałem się szybko w sobie i ruszyłem chodnikiem by przejść koło podpitych wyrostków i na ich wysokości szybko wbiec na ulicę i pochwycić obiekt moich dzisiejszych marzeń i tak zrobiłem, na uch wysokości serce biło mi już jak szalone, wbiegłem na ulicę, złapałem koszulkę i zacząłem biec co sił w nogach, usłyszałem tylko jak towarzystwo się zrywa z nóg i zaczyna biec za mną i zaczęli wykrzykiwać żebym oddawał szmatę, że to dziewczyny i mają ją zniszczyć, że mi skopią tyłek i kim to ja nie jestem :) Ale koszulka jest już bezpieczna, bo szybki jestem :) Oto ona :)
Komentarze: